top of page
Szukaj

Tanzania, Ngorongoro Conservation Area, czyli egzotyczna przyroda zaklęta w kraterze wulkanu

  • Powsinoga
  • 5 wrz 2017
  • 8 minut(y) czytania

Obszar Chroniony Ngorongoro to jedno z takich miejsc, gdzie marzenia o Afryce materializują się w rzeczywistości. Daje ono dokładnie taki obraz Afryki, na jaki liczyłem przyjeżdżając tutaj. Afryki, którą - pomimo że jest kolebką ludzkości, w jakiś cudowny sposób destrukcyjna działalność tej ludzkości ominęła. Afryki, w której życie zwierząt nadal zdeterminowane jest przez naprzemienne występowanie pory suchej i deszczowej. Afryki, w której zwierzęta od milionów lat migrują tymi samymi ścieżkami w poszukiwaniu wody i pożywienia, nie napotykając na swej drodze niespodzianek w postaci nowo wybudowanego, kolejnego centrum handlowego. Afryki pięknej w swej dzikości, przepełnionej naturą nieskażoną człowiekiem. Afryki będącej królestwem zwierząt, w której człowiek pełni jedynie rolę administratora i strażnika broniącego zwierząt przed drugim człowiekiem i nie ingerującego w odwieczny cykl praw natury. Oczywiście, samo przemieszczanie się jeepami przez uczestników safari zakłóca w pewien sposób rytm wyznaczony przez matkę naturę, ale zwierzęta zamieszkujące ten obszar zdają się nawet nie zwracać uwagi na to niechciane towarzystwo. Na terenie całego obszaru Ngorongoro, poza miejscami wyznaczonymi na kempingi położone na krawędzi krateru, brak jest jakiejkolwiek infrastruktury. Wszystko, co niezbędne trzeba przywieźć ze sobą. Dlatego też przed wjazdem do parku zatrzymaliśmy się w ostatniej miejscowości – Karatu, w celu zabezpieczenia się przed największym niebezpieczeństwem czyhającym na człowieka – brakiem alkoholu. Po trudnych i długich negocjacjach z obsługą sklepu doszliśmy do konsensusu – skoro ilości są hurtowe, to i niech cena będzie hurtowa. Zapakowaliśmy więc kilkudniowy zapas konyagi – lokalnego trunku destylowanego (podobnie jak rum) z trzciny cukrowej, o smaku przypominającym nieco słodszy gin z nutką jałowca. Wokół sklepu standardowo zbiegła się cała miejscowość, próbując nam sprzedać cały asortyment rzeczy, których nie chcieliśmy kupić, za pieniądze, których nie chcieliśmy wydać. Z jednej strony trzeba tych ludzi zrozumieć – od powodzenia w naciągnięciu białasa zależy los ich kolacji. Z drugiej strony nachalność sprzedawców nie zachęca do rozważenia ich oferty. Kończy się zawsze tak samo – zatrzaśnięciem drzwi i szybkim odjazdem jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji. Przy bramie wjazdowej do Ngorongoro Conservation Area przywitało nas stado pawianów oliwkowych, na których nasza wizyta nie zrobiła żadnego wrażenia. Jako posiadacz błękitnych oczu i blond włosów (a naówczas również i białych wąsów) liczyłem na odrobinę popularności wśród lokalsów, pawiany jednak nawet nie zainteresowały się naszym przybyciem. W trakcie załatwiania przez Sifuela formalności wjazdowych, zwiedziliśmy muzeum przy wejściu do parku, po czym udaliśmy się drogą prowadzącą przez rezerwat w kierunku campingu Simba. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy punkcie widokowym Heroes Point, skąd roztaczał się widok na położone 600 metrów poniżej dno krateru o powierzchni 260 km². Nawet z tej wysokości można było dostrzec przemieszczające się na dole stada zwierząt, wyglądających stąd jak tysiące mrówek. Po dotarciu na camping i rozbiciu namiotu, udaliśmy się na krótki rekonesans po okolicy. Obozowisko położone było dość wysoko, a od kaldery oddzielone było pasmem lasu. Do krawędzi krateru dotarliśmy instynktownie – po ominięciu tabliczki o treści „zakaz wchodzenia poza tabliczkę”, dotarliśmy przez krzaki do wydeptanej ścieżki prowadzącej przez las nad samo urwisko. Zapewne gdyby nikt nie postawił w tym miejscu takiej informacji, to ludzie podchodziliby do ściany lasu i zawracali z powrotem. Ale skoro ktoś zabronił przechodzenia dalej, to wiadomo przecież, że coś tam jest. Dlatego też niespecjalnie zdziwił nas fakt, że za ścianą drzew natknęliśmy się na wydeptaną ścieżkę. Jest to typowy błąd instytucji zarządzających parkami narodowymi – zakaz wstępu to swoiste zaproszenie, drogowskaz prowadzący drogą przygody do zakazanych atrakcji. W trakcie kolacji dzieliliśmy stół z parą z Australii. O ile mężczyzna zadawał kurtuazyjne pytania typu: „ile czasu w Tanzanii?” czy „gdzie dalej jedziecie?”, o tyle kobieta była w swych dociekaniach bardziej konkretna i bezpośrednia – gdy dowiedziała się, że jesteśmy z Polski, spytała wprost: „jak wy możecie pić ten 96 procentowy alkohol?”. Pytanie to wprawiło nas w lekkie zakłopotanie, gdyż – trzeba to ze wstydem przyznać – nie mieliśmy przy sobie niczego, co miałoby więcej niż 40%. Po zmroku rozsiedliśmy się przy namiocie, by sprawdzić czy konyagi od wczoraj nie zmieniło smaku. Sielankowy nastrój towarzyszący piciu drinków przerwał strażnik, który kazał nam przenieść się do namiotu z uwagi na to, że w nocy po obozie mogą kręcić się dzikie zwierzęta. „Hahahahaha” – śmieliśmy się między sobą po jego odejściu – „wymyślili sobie bajeczkę, żeby turysta przeżył dreszczyk emocji”. „Hahahaha” – usłyszałem drwiący śmiech, budząc się dwie godziny później, gdy hieny przechadzały się pomiędzy namiotami. Sifuel zbudził nas o 5. Po szybkiej kawie ruszyliśmy na dno kaldery. Początkowo pojawiały się pojedyncze osobniki bawołu afrykańskiego. W drodze na dół wypatrzyliśmy też lwicę z dwoma młodymi, spacerującą po ścianie krateru daleko od nas. Pomyślałem wtedy sobie: „kurde, fajnie, tylko szkoda że te zwierzęta tak daleko. Ale przecież nie są głupie i nie będą do ludzi się zbliżać”. Pół godziny później jechaliśmy już po dnie kaldery obserwując z bliskiej odległości liczące setki osobników stada bawołów, antylop gnu i zebr (te ostatnie przemieszczają się w stadach mieszanych, żyjąc w swoistej symbiozie – zebry mają dobrą pamięć i wiedzą dokąd iść; gnu mają dobry węch i wiedzą kiedy wiać). Widok takiej ilości egzotycznych zwierząt, przemierzających swobodnie w miękkich promieniach porannego słońca rozległą sawannę ograniczoną pionowymi, 600-metrowymi ścianami, zapierał dech w piersiach. Pomimo, że średnica kaldery wynosi jedynie 20 kilometrów, nie czuć było natłoku turystów. Przez większość czasu jeździliśmy samotnie. Owszem, jeepy uczestników safari zjeżdżały się od czasu do czasu w jednym miejscu, bo kierowcy - przewodnicy informują się wzajemnie o miejscach, w których dzieje się coś ciekawego. Największy zlot starych Land Cruiserów odbywał się w miejscu, w którym w odległości 20 metrów od drogi para lwów w rui urządziła sobie bunga – bunga. Stary lew – zbereźnik, albo raczej lew – stary zbereźnik nie przejmował się zgromadzoną pod otwartymi dachami jeepów widownią i kilkakrotnie zaprezentował swój popisowy numer z lwicą. Podobno w okresie rui takie pary powtarzają występ co kwadrans przez wiele godzin dziennie kilka dni z rzędu. Usatysfakcjonowani faktem, iż lew podzielił się z nami sekretami z prywatnej sfery swojego królewskiego życia, udaliśmy się w dalszą drogę po szlakach kaldery. Oprócz wszechobecnych gnu, zebr i bawołów, w trakcie safari po dnie krateru udało nam się spotkać hieny cętkowane, strusie, hipopotamy, słonie, gazele Thomsona i Granta, guźce, strusie i szakala. Przede wszystkim jednak udało nam się spotkać dwa nosorożce czarne, wylegujące się co prawda dość daleko od nas, ale nie zawsze prezentujące się przebywającym tu zaledwie przez kilka godzin przybyszom. Około południa wróciliśmy na camping, lecz zwierzęta polubiły nas tak bardzo, że nie chciały się z nami rozstać. Pomiędzy namiotami leniwie pasły się zebry, a krążący ponad głowami jastrząb, opadając w błyskawicznym ataku próbował odebrać jednemu z nas kanapkę, wytrącając ją z ręki. Jeśli chodzi o podstawowe informacje, to Obszar Chroniony Ngorongoro obejmuje przeważającą część wyżyny Ngorongoro, w tym jedną z największych kalder wulkanicznych na świecie (kaldera ta jest ogromnym zagłębieniem powstałym w wyniku zapadnięcia się stożka wulkanu po wybuchu przed 2-3 milionami lat). W kraterze tym mieszka najliczniejsza na świecie populacja lwów i hien cętkowanych. Jest to też ostatnie miejsce w Tanzanii, gdzie w miarę często można spotkać nosorożca czarnego. Z uwagi na objęcie ścisłą ochroną tego terenu, można tu również oglądać stare samce słoni z potężnymi ciosami. Cały Obszar Chroniony Ngorongoro zajmuje 8292 km² i stanowi wschodnie rozszerzenie Parku Narodowego Serengeti. Porośnięte bujną zielenią dno kaldery jest ostoją dla jednej z najliczniejszych populacji ssaków w Afryce. Samo dno krateru zajmuje powierzchnię 260 km². Położony na wysokości od 1230 do 3648 m n.p.m. obszar Ngorongoro należy do najbardziej niezwykłych pod względem geologii rezerwatów w Afryce. Są tu płaskie, trawiaste równiny oraz niskie, skaliste wzgórza, wschód zaś w większości zajmują tzw. wyżyny krateru – wysoki, wietrzny płaskowyż usiany pojedynczymi górami. Sama kaldera Ngorongoro jest pozostałością potężnego wulkanu, o wielkości porównywalnej z Kilimanjaro, który ok 2-3 mln lat temu załamał się w wyniku implozji. Jest to szósta co do wielkości kaldera na świecie i największa posiadająca ścianę bez pęknięć. Największą atrakcją Obszaru Chronionego Ngorongoro jest wizyta na dnie kaldery wulkanicznej – w niewielu miejscach na świecie można zobaczyć tak wielkie skupiska dzikich zwierząt jak tutaj. Wrażenia z pobytu w tym miejscu dodatkowo potęgują monumentalne ściany krateru, wznoszące się na wysokość 600 metrów. Na dnie kaldery łatwo można zlokalizować kilka charakterystycznych miejsc, oferujących bogactwo fauny i flory. Las Lerai porośnięty jest prawie w całości dużymi akacjami o charakterystycznej żółtej korze (zwanymi drzewami żółtej febry). Nieco dalej znajduje się sodowe jezioro Magadi, zmieniające swą wielkość w zależności od pory roku. Nieopodal rozciągają się mokradła Gorigor, również zmieniające swój obszar w zależności od cyklu pory suchej i deszczowej, jednakże nigdy nie wysychające do końca. Znajduje się tu oczko wodne zamieszkane przez hipopotamy. Większą część dna krateru pokrywa rozległa sawanna, gdzie można podziwiać żyjące w dużych skupiskach ssaki: antylopy gnu (10 tysięcy) i zebry (5 tysięcy). Sawannę przemierzają też liczne stada bawołów afrykańskich, topi oraz gazel Thomsona i Granta. Populacja słoni liczy ok 70 osobników. Ponieważ w większości są to stare samce, napotkane słonie posiadają imponujące, duże ciosy. W innych częściach Afryki Wschodniej osobniki takie, właśnie ze względu na duże kły padły ofiarą kłusowników. Znamienne jest, że na dnie krateru nie pojawiają się w ogóle impale i żyrafy, występujące w hurtowych ilościach na równinach okalających kalderę. Odnośnie żyraf może to być spowodowane względami praktycznymi – niewielką ilością odpowiedniej dla nich roślinności albo prozaiczną przyczyną braku umiejętności przedostania się na dno krateru po stromych ścianach. Przypuszcza się, że w kalderze żyje najliczniejsze skupisko drapieżników w całej Afryce. Liczebność rezydującej tu populacji lwów ulega ciągłym zmianom ze względu na migracje oraz podatność na epidemie – w roku 2000 żyło tu 55 osobników podzielonych na 4 główne stada i kilku samotnych samców. Lwy w kraterze można spotkać wszędzie – są przyzwyczajone do przejeżdżających samochodów i mają na uczestników safari wywalone. Najliczniej występującym w Ngorongoro osobnikiem jest hiena cętkowana – populacja tych zwierząt liczy ok 400 osobników. Hieny zobaczyć tu można zawsze w ciągu dnia. Na początku XXI wieku pojawiły się w kalderze dwie samice geparda, z których jedna urodziła 4 młode. Nie wiadomo jednak, czy gatunek ten na stałe osiedli się na dnie krateru, z uwagi na dużą konkurencję ze strony innych drapieżników. Lamparty Ngorongoro zamieszkują, lecz zgodnie ze swoim zwyczajem spędzają większość czasu na gałęziach drzew porastających obrzeża kaldery. Z drapieżników dość powszechnie występuje tu też szakal złocisty, prowadzący dzienny tryb życia. Prawdziwym rarytasem są tu jednak nosorożce czarne. Krater zawsze słynął z dużej ilości przedstawicieli tego gatunku, chociaż na skutek kłusownictwa, związanego z popytem rynku chińskiego na rogi wykorzystywane do produkcji popularnego afrodyzjaku, ich ilość spadła w 1992 r do 10 osobników. Pod koniec 2008 r. populacja nosorożców czarnych liczyła 20 sztuk. Obecnie każdy z nosorożców ma w swoim rogu wszczepiony nadajnik, który odstrasza kłusowników i pozwala strażnikom monitorować ruchy tych zwierząt. Co ciekawe, nosorożce czarne z krateru Ngorongoro mają niespotykanie jasne (jak na ten gatunek i wbrew nazwie) ubarwienie. Jest to skutek kąpieli w słonym jeziorze i wylegiwania się w pełnych soli mokradłach. W kraterze można też oglądać wiele gatunków ptaków, a tereny trawiaste stanowią dobre miejsce do obserwacji ptaków naziemnych. Powszechnie występuje tu drop olbrzymi – najcięższy latający ptak świata. Można też tu spotkać strusie afrykańskie oraz wspaniale upierzone koronniki szare. Z drapieżników najczęściej spotyka się myszołowy. Ważnym miejscem znajdującym się na terenie Obszaru Chronionego Ngorongoro jest wąwóz Olduvai, położony na obszarze zatopionym niegdyś pod powierzchnią jeziora. W 1959 r. odkryto tutaj skamieniałą żuchwę różniącą się od znanego w owych czasach uzębienia hominidów. Ze względu na okazałe rozmiary znalezisko to nazwano „dziadkiem do orzechów”. Po badaniach okazało się, że żuchwa należy do australopiteka, który żył na pradawnym brzegu jeziora ok. 1,75 mln lat temu. Nieopodal odkryto w 1976 r. ślady stóp pozostawione ponad 3 mln lat temu przez grupę ówczesnych hominidów, którzy przemaszerowali po świeżo opadłym pyle wulkanicznym. Są to najstarsze znalezione jak dotąd ślady hominidów.

Commentaires


© 2023 by The Mountain Man. Proudly created with Wix.com

  • Black Facebook Icon
  • Black Twitter Icon
  • Black Pinterest Icon
  • Black Flickr Icon
  • Black Instagram Icon

Zapisz się na naszą listę mailingową

bottom of page