top of page

CHINY

by Powsinoga

Pekin, czyli o nieudanych próbach nawiązania kontaktów z pozaziemską cywilizacją

Na wieść, że byłem w Chinach, ludzie często reagują pytaniem: a jak Ty się tam dogadywałeś? Pewnie świetnie znasz angielski! Nie, nie znam angielskiego świetnie, nie znam go pewnie nawet dobrze, tylko tak się składa, że w Chinach znajomość angielskiego nie przyda się w ogóle, bo tam prawie nikt nie mówi w tym języku! I pisząc „nie mówi” mam na myśli taką sytuację, że wcale nie mówi, kompletnie nic, zero! Nie mam na myśli oczywiście biznesmenów, pracowników międzynarodowych korporacji czy osób zatrudnionych w branży turystycznej, ale zwykłych ludzi, których spotyka się na ulicy i od których czasami chce się uzyskać jakąś informację. Czy to oznacza, że nie ma sposobu, by dogadać się z Chińczykami nie znając chińskiego? Absolutnie nie! Natomiast, żeby coś z nimi ustalić trzeba na ogół albo coś narysować, albo skorzystać z dołączanego do przewodnika słowniczka obrazkowego, w którym łatwo można znaleźć i pokazać palcem przedmiot, o który nam chodzi. Choć i to nie zawsze pomaga, czego przykładem jest sytuacja, w której postanowiłem załatwić ze sprzedawcą sklepu położonego obok naszego hotelu, żeby zawiózł nas na odcinek Wielkiego Muru w Jinshanling. Próbowałem po angielsku, próbowałem na migi, próbowałem rysować, próbowałem wszystkiego po trochu …. I nic. Pokazałem palcem sklepowego busa, potem kierowcę, potem na nas, potem na narysowany przed chwilą mur, powiedziałem Jinshanling i potarłem kciukiem o palec wskazujący i środkowy, co w moim mniemaniu stanowiło jasną deklarację chęci zapłaty za taką usługę (choć oczywiście w Chinach może ten gest oznaczać zupełnie coś innego, albo też absolutnie nic). Mój rozmówca zrobił tylko zakłopotaną minę i rozłożył bezradnie ręce. A my pojechaliśmy autobusem. Takich sytuacji, gdy kompletnie nie można było się dogadać przeżyliśmy wiele (szczególnie łatwo o nie w restauracjach, gdzie nie ma menu z obrazkami). Ale mimo trudności tego rodzaju, nie mieliśmy żadnych większych problemów, by swobodnie przemieszczać się komunikacją miejską i zobaczyć prawie wszystko, co zaplanowaliśmy. Nikt też z tej przyczyny nie chodził głodny ni spragniony. Podsumowując – dogadać się z Chińczykami jest dość trudno, ale nie jest to przeszkoda uniemożliwiająca zwiedzanie tego kraju! To nie jest tak, że brak komunikacji spowoduje, że nie wyjedziesz przez tydzień z lotniska! (a z lotniska wyjeżdża się dość długo – po dwudziestukilku minutach jazdy pociągiem nadal na nim jesteś ;-) po prostu trzeba brać poprawkę, że dogadanie się w prostych sprawach zajmie trochę więcej czasu niż zazwyczaj. W sytuacjach krytycznych zawsze można skorzystać z uniwersalnego translatora – gdy chcesz coś kupić/zamówić w sklepie/restauracji pokazujesz przedmiot palcem mówiąc: eeeeeeeeeeeeeee….. zawsze działa ;-) Pamiętać też należy, że w Chinach inaczej liczy się na palcach, więc żeby prawidłowo wyrazić odpowiednią liczbę, należy zrobić to „po chińsku”, czyli tak jak na jednym ze zdjęć w galerii...

Sam Pekin nie jest może miastem, w którym chciałbym spędzić resztę życia, ale z pewnością jest miejscem wartym odwiedzenia, zwłaszcza, że bilety lotnicze można znaleźć w cenie ok. 1500 zł (my w tej cenie mieliśmy dodatkowo przeloty Pekin – Bangkok – Pekin). Początkowo miasto może nieco przytłaczać, nawet nie tyle samymi swoimi rozmiarami, co ilością mieszkańców, którzy wydają się pojawiać w nadmiarze. Ale czego się spodziewać po stolicy kraju zamieszkiwanego przez prawie 1,5 mld ludzi. Zdobiące wszystkie okoliczne budowle logogramy kanji nadają temu miejscu dodatkowej egzotyki, przez co nawet przez chwilę nie da się zapomnieć, że jest się daleko od domu. Należy też pamiętać, że większość opowieści trudnościach w poruszaniu się po Pekinie i w ogóle Chinach to mity. Mam tu na myśli różnego rodzaju plotki, jak to dostaje się plaster – tajniaka, który śledzi każdy krok przyjezdnych, czy że z byle powodu można zostać aresztowanym przez policję. Poruszaliśmy się po Pekinie bardzo swobodnie, wygłupialiśmy się przy wartownikach na placu Tiananmen, chodziliśmy po zmroku po ciemnych zaułkach i w żadne tarapaty nie wpadliśmy.
JAK DOJECHAĆ?
Oferta przelotów do Pekinu jest ogromna. PLL LOT bez żadnej łaski lata tam za 2200-2400 zł. Moim zdaniem za ceny promocyjne należy uznać przeloty w cenie 1500-1600 zł.
JAK SIĘ PORUSZAĆ?
Po przyzwyczajeniu się do rozmiarów miasta i rozbudowanej sieci metra (18 linii, 319 stacji, 527 km torów), bez trudu można nim dotrzeć do większości najważniejszych miejsc. Jeżeli metro gdzieś nie dojeżdża (tak jak w przypadku Wielkiego Muru zlokalizowanego poza samym miastem) można metrem dojechać do dworca, skąd odjeżdża autobus. Podobnie najwygodniejszym sposobem dojazdu do lotniska jest pociąg Airport Express, odjeżdżający ze stacji metra Dongzhimen.
CO JEŚĆ I PIĆ?
Dania serwowane w chińskich restauracjach nie są pełnymi posiłkami w rozumieniu potraw serwowanych w popularnych u nas budkach z kuchnią azjatycką. Jeżeli w lokalu nie ma menu w języku angielskim, a najlepiej ze zdjęciami potraw, nigdy nie wiadomo co się dostanie. Może się zdarzyć, że zamówiona potrawa to kilka kawałków suszonego mięsa posypanego przyprawą. Dziwnym też jest, że do każdego dania z karty należy osobno zamawiać ryż!!! Generalnie posiłki w chińskich restauracjach to loteria. Co prawda w Pekinie nie da się przez pomyłkę zjeść psa, kota, czy szczura, bo są to rarytasy serwowane wyłącznie na południu Chin, trafność wyboru zależy jednak wyłącznie od farta. Dlatego też, jeżeli podróżuje się w grupie, należy zamawiać tak, jak robią to Chińczycy – wielką wazę zupy dla całej grupy, a na drugie -tyle dań, ile jest osób (i następnie brać z miseczek wszystkiego po trochu). Zamawiając posiłki w ten sposób znacznie wzrasta szansa, iż choć połowa przyniesionych potraw będzie smaczna. A zupa będzie smaczna na 100%. Najlepsze i najtańsze jedzenie można kupić na ulicy i na bazarach (często jest to jedno i to samo miejsce). Nie ma problemu z zamawianiem alkoholu. Piwo jest dostępne wszędzie, choć (tak jak to bywa w Azji z towarami luksusowymi) jest nie najtańsze. Lokalna whisky, sprzedawana w sklepach na „setki” ma smak flegaminy, ale działa bez zarzutu ;-)
GDZIE SPAĆ?
Najlepiej w centrum, żeby bez problemów i bez zbędnej straty czasu poruszać się po mieście. Ja wybrałem Happy Dragon Hostel (cena za noc za osobę wynosiła ok 50 złotych), skąd do wielu atrakcji (Zakazane Miasto, Plac Tiananmen) można było dojść na piechotę.

Pekin

Pekin - galeria

Wielki Mur Chiński w Jinshanling

Wielki Mur Chiński w Jinshanling, czyli o tym, jak czasami wszystko idzie źle, a na końcu wychodzi najlepiej

Wieczór przed wyjazdem na Wielki Mur spędziliśmy racząc się niskobudżetową, lokalną whisky o smaku flegaminy. Ważniejsze od smaku okazało się jednak jej oddziaływanie na układ nerwowy. Ponieważ wszelkie próby rozsądnego ogarnięcia „na własną rękę” przejazdu na interesujący nas odcinek muru spełzły na niczym, wykupiliśmy przejazd typowym autobusem turystycznym, odjeżdżającym z Pekinu o godz. 6.30 rano. Z tego względu, na wszelki wypadek budziki nastawiły aż 3 osoby. Jednakże - najprawdopodobniej w wyniku nie znanych nam wcześniej właściwości spożywanej flegaminy, pierwszy z nas obudził się dopiero ok. 8. Sytuacja nie przedstawiała się zbyt wesoło, ponieważ po pierwsze – wybraliśmy sobie dość ambitnie do zwiedzania odcinek muru w Jinshanling, położony dwa razy dalej od Pekinu od najbardziej popularnych odcinków w Badaling czy Mutianyu, a po drugie ostatni powrotny autobus do Pekinu odjeżdżał z miejscowości położonej po drodze już po godz. 16. No, ale cóż było robić – wzięliśmy problem na klatę i udaliśmy się na dworzec autobusowy Dongzhimen, w nadziei że uda się jeszcze ten dzień jakoś uratować. I wtedy rozpoczął się cykl szczęśliwych zbiegów okoliczności zwany potocznie fartem. Na dworcu bujaliśmy się jak dzieci we mgle, autobusy wyświetlały na tablicach jedynie informacje w języku chińskim, czas upływał i wtedy pojawiła się nie wiadomo skąd kobieta, która nie dość, że do nas zagaiła, to jeszcze w dodatku po angielsku, a nie jak to tam mają w zwyczaju – po chińsku. Zaprowadziła nas do właściwego autobusu, ustaliła koszt biletu, a następnie poinformowała pasażerów, by dopilnowali, żebyśmy wysiedli w miejscowości Miyun. Nie dawało to nam jeszcze gwarancji ostatecznego sukcesu, ale znacznie nas do tego przybliżyło. Z Miyun co prawda trzeba było jeszcze jechać do celu ok godziny i to taksówką, jednakże po wytargowaniu jakiejś w miarę akceptowalnej ceny za kurs udało nam się finalnie trafić na miejsce około południa. Straciliśmy więc część dnia i siłą rzeczy musieliśmy spędzić na murze mniej czasu, ale zyskaliśmy coś w zamian – na murze byliśmy praktycznie sami. Mijały nas ze dwie pary, my mijaliśmy dziadka sprzedającego tam jakieś pamiątki, ale przez większość część czasu mieliśmy mur tylko i wyłącznie dla siebie. A ponieważ trafiła nam się fantastyczna jak na marzec pogoda, z bezchmurnym, błękitnym niebem, można uznać, że zasypiając rano na wypełniony turystami autokar wygraliśmy los na loterii. Owszem, wyszło nam wszystko trochę drożej, ale być w Chinach (w dodatku w popularnym miejscu) bez kilku milionów Chińczyków kręcących się obok jest rzeczą niespotykaną ;-)

Odcinek Wielkiego Chińskiego Muru w Jinshanling jest położony 130 km od północno- wschodnich obrzeży Pekinu. Stanowił część systemu obronnego ze ścianami barierowymi, blankami, wieżami strażniczymi i stanowiskami strzelniczymi. Obecnie nazywany jest „rajem fotografów”, z uwagi na dobry stan zachowania, a przede wszystkim rozciągające się wokół budowli krajobrazy.
Nazwa tego odcinka muru pochodzi od przebiegającego nieopodal pasma gór. Jego budowę rozpoczęto w 1368 roku pod nadzorem generała Xu Do, a następnie przebudowano w 1567 r. pod czujnym okiem wielkiego generała Qi Jiguang oraz lokalnego gubernatora Tan Lun. Budowla została więc wzniesiona w czasach panowania dynastii Ming (1368-1644). Łączna długość tego odcinka muru to 10,5 km, zaś szerokość muru waha się od 5 do 8 metrów. Mur biegnie na wysokości 700 metrów n.p.m.
Na odcinku muru w Jinshanling wzniesiono 67 strażnic, 3 wieże nawigacyjne oraz 5 przejść. Wieże są rozmieszczone dość gęsto, odległości pomiędzy nimi na ogół nie przekraczają 100 m. Poszczególne strażnice różnią się między sobą wykorzystanymi do ich budowy materiałami budowlanymi, liczbą kondygnacji, czy wzorami dachów. Niektóre z nich są wykonane z cegły i drewna, podczas gdy inne zbudowano z cegły i kamienia. Występują strażnice o jednej kondygnacji, są też takie, które mają 2 lub 3 kondygnacje. Niektóre z wież posiadają kopuły, inne mają dachy płaskie – kwadratowe lub oktagonalne.

Jinshanling - galeria

© 2023 by The Mountain Man. Proudly created with Wix.com

  • Black Facebook Icon
  • Black Twitter Icon
  • Black Pinterest Icon
  • Black Flickr Icon
  • Black Instagram Icon

Zapisz się na naszą listę mailingową

bottom of page